poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Skandynawia 2016 - dzień 3

Dzień 3 - 27 czerwiec 2016 - Oslo (Norwegia) - Drammen - Kongsberg - Dalen - droga do Lysebotn w górach - Lysebotn (Norwegia) - 374 km




Pobutka wcześnie rano - szybka kawa, śniadanie i jedziemy w dalszą drogę.




Pierwszym przystankiem było Muzeum statków Wikingów w Oslo. W muzeum prezentowane jest kilka łodzi z wykopalisk archeologicznych wraz z znalezioną w nich zawartością. Muzeum robi wrażenie, szczególnie gdy ktoś interesuje się odtwórstwem wczesnośredniowiecznym.



































Kolejnym punktem dzisiejszego dnia była wizyta na skoczni w Oslo - Holmenkollen. Marcin bardzo mocno interesuje się skokami, dlatego też była to obowiązkowa wizyta. Nie powiem - skocznia rzeczywiście robi wrażenie.







Po wizycie w Oslo kierowaliśmy się na Lysebotn. Ale nie zwykłą drogą, o nie - postanowiliśmy jechać drogą widokową przez góry (dzięki naszemu przewodnikowi Łasuchowi - chwała Ci za to!!!). Po drodze zatrzymaliśmy się w Dalen nad jeziorem na jedzenie. Było to urocze miejsce...
















Po obiedzie ruszamy w dalszą drogę. Pogoda była bardzo zmienna - raz słońce, raz deszcz, raz tęcza a raz prawie mróz...






W końcu wjeżdżamy na jedną z piękniejszych dróg w Norwegii. Jest to droga nr 337 (niedaleko Rysstad) i 987 do Lysebotn.



Jest bardzo zimno. Po drodze spotykamy pierwszy śnieg... Zaznaczam, że jest lato!!!! A tam śnieg!!!


























W poprzek drogi staneła nam ciężarówka, do której miejscowi załadowywali owce. Łasuch się przecisnął, a ja utknęłam - nie zmieściłam się między ciężarówką a rowem. Nie mogłam przejechać ani się cofnąć - nie sięgałam lewą nogą do ziemi. Marcin stwierdził, że mi pomoże - ale nie zdążył. Ludzie w ciężarówce ruszyli i uderzyli w kufer - wleciałam do rowu... Całe zdarzenie nagrane zostało na filmiku... Na szczęście nic mi się nie stało. Najadłam się strachu i bardzo się zestresowałam... Moto wyszło bez szwanku - prawie. Troszkę pękł kierunek i wykręciło się lusterko. 





Po drodze też Łasuch wypatrzył sakwę motocyklową. Początkowo się wystraszyliśmy, no bo skoro leży sakwa, to może gdzieś leżeć też reszta motocykla... Na szczęście reszty motocykla nie było... Przeszukaliśmy znalezisko - przecież mogły tam być dokumenty właściciela lub inne jego skarby... Skarby były... tzn broń biologiczna - kosmetyki, skarpetki i buty :P :P





Dojeżdżamy do punktu widokowego Sirdal. Robimy zdjęcia i Marcin układa kopczyk z kamieni. Kopczyk taki oznacza, że jeszcze się wróci w to miejsce. Jak się okazało - wróciliśmy - ale o tym następnego dnia...




















Do Lysebotn dojeżdżamy bardzo późno - koło 22. Pierwsze co, to jedziemy na miejsce, skąd startuje prom, żeby dowiedzieć się o godziny. Okazuje się, że pierwszy płynie bardzo wcześnie rano o 7, jest mały i jak się nie ma rezerwacji, to trzeba być pierwszym w kolejce, żeby być zabranym. O tym opowiedział nam Polak, którego spotkaliśmy przy wodzie. Kolejny, duży prom odpływa dopiero o 12... Podejmujemy ciężką decyzję - szukamy noclegu i wstajemy wcześnie rano - żeby o 7 zająć kolejkę. Nocleg znaleźliśmy po długich poszukiwaniach - w namiocie... Padało i było zimno, dlatego nie było to wymarzone miejsce... No ale co zrobić. Szybko rozłożyliśmy obóz i tak jak staliśmy tak położyliśmy się spać (nie ściągaliśmy praktycznie z siebie nic oprócz kurtki i kasku...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz