niedziela, 12 czerwca 2016

Bałkany 2015 - Grecja na dwóch kołach - dzień 12

Dzień 12 - 07 wrzesień 2015
Grecja (228 km)

To był szalony dzień!!!! Naprawdę totalnie szalony... Ale od początku...

Żegnamy morze - standardowo o godzinie 11. No bo zanim wstaliśmy, ogarnęliśmy namioty, zjedliśmy śniadanie... Później okazało się, że ta godzina, to była naprawdę późna godzina...



Pierwszy nasz cel to Starożytny Tiryns. No i pierwsze przygody. Marcin i jego nawigacja - przejeżdżaliśmy kilkakrotnie obok obiektu, ale że nawigacja prowadziła dalej to go omijaliśmy :P. Tak straciliśmy paredziesiąt minut. Dojechaliśmy do obiektu dopiero wtedy jak włączyłam moją nawigację i ja poprowadziłam :D.
Na parkingu ściągnęłam ciuchy moto - dobrze że przewidziałam gorąc i ubrałam pod spodem spodenki i bluzeczkę :). I w końcu weszliśmy do Starożytnego Tiryns :). Koszt - 3 euro za osobę :).

Krótki opis zaczerpnięty ze strony: http://navtur.pl/place/show/1277,tiryns

"Tiryns to majestatyczne ruiny starożytnego greckiego miasta. To rozległy kompleks archeologiczny z ruinami antycznej cytadeli. 
Pierwotna twierdza wzniesiona została tu już w XIV–XIII wieku p.n.e. przez greckie plemię Achajów. Starożytni Grecy przypisywali jej budowę mitycznym cyklopom - olbrzymim istotom o jednym oku pośrodku czoła i nadludzkiej sile, którzy poza budową murów pracowali także u Hefajstosa w kuźni i kuli pioruny dla Zeusa. To właśnie stąd wzięła się nazwa "mury cyklopowe", stosowana dla określania ścian ułożonych z ogromnych niepołączonych zaprawą kamiennych bloków.
Antyczny Tiryns, ufortyfikowany wcześniej niż Mykeny, był swego czasu otoczonym murami miastem, które wzmiankował sam Homer w Iliadzie. Forteca ta strzegła prawdopodobnie pobliskie Argos i Mykeny przed atakami wroga. Niewykluczone też, że służyła Mykenom za port. Od tamtej pory morze cofnęło się i Tiryns oddalony jest od wybrzeża o kilka kilometrów.
Pod koniec okresu mykeńskiego (około 1200 rok p.n.e.) Tiryns został strawiony przez pożar i po tym tragicznym wydarzeniu nigdy nie odzyskał już swojej dawnej świetności. Kolejne spustoszenia dokonane zostały przez liczne trzęsienia ziemi jakie często nawiedzają te tereny. Ostatecznie cytadela została zniszczona przez Argejczyków około 470 roku p.n.e.
Mimo tak wielkich zniszczeń pozostałości dawnych fortyfikacji po dziś dzień zadziwiają swoim rozmiarami. Swego czasu mury cytadeli miały przeszło 700 metrów długości i wznosiły się na wysokość blisko 10 metrów przy grubości od 4,5 do 17 metrów. Forteca wybudowana została z wielkich bloków skalnych, z których każdy ważył po około 12 ton. Świadczy to o niebywałym wręcz kunszcie i umiejętnościach ówczesnych architektów i budowniczych. Ponadto na terenie ruin obejrzeć można pozostałości pałacu królewskiego, fragmenty bramy wejściowej oraz słynne galerie - długie korytarze zamknięte sklepieniem wspornikowym. Na terenie twierdzy znajdowały się także olbrzymie podziemne cysterny na wodę, które odkryto w czasie wykonywania prac archeologicznych pod murami."

Niestety część tego pięknego i mistycznego miejsca byla niedostępna - jakieś remonty, dlatego zwiedzanie poszło nam szybko...














Kolejnym obiektem, który postanowiliśmy zwiedzić były Mykeny. Tam zwiedziliśmy Cytadelę i Grób Agamemnona. Cena to 8 euro. Mykeny zrobiły na nas dużo większe wrażenie niż Tiryns. Zwiedziliśmy całe miasto z bramą, muzeum oraz położony kawałek dalej grób Agamemnona. 

Zamieszczam krótki i wartościowy opis zaczerpnięty ze strony:
http://navtur.pl/place/show/1271,mykeny
"Mykeny to starożytne greckie miasto położone na półwyspie Peloponeskim (północny kraniec Argolidy) na szczycie malowniczego wzgórza (278 metrów n.p.m.). Mitycznym założycielem miasta był sam Perseusz (syn Zeusa i Danae). Swój największy okres świetności Mykeny przeżywało na przełomie 1600-1100 roku p.n.e. Wtedy to stanowiło jeden ważniejszych ośrodków kultury mykeńskiej. Po upadku dynastii Perseidów na Mykeńskim tronie zasiedli Atrydzi, potomkowie potomkowie króla Myken - Atreusa. Burzliwe dzieje tej rodziny stały się tematem m in. Iliady Homera.
Mitycznym królem Myken był także Agamemnon syn Atreusza i Aeropy, wódz wyprawy trojańskiej i ofiara pierwszego spisanego historycznego mężobójstwa.
Ostateczny upadek miasta nastąpił około 1100 roku p.n.e. kiedy to zostało praktycznie doszczętnie strawione przez ogromny pożar. Po tym tragicznym wydarzeniu Mykeny nigdy się już nie odrodziło i ostatecznie opuszczone na wieki popadło w zapomnienie.
Wykopaliska archeologiczne jakie prowadzone były na terenie starożytnych Myken mają intrygującą historię związaną z postacią niemieckiego przedsiębiorcy Heinricha Schliemanna, odkrywcy legendarnej Troi. O ile Troję trzeba było odkopać spod ziemi, to Mykeny praktycznie znajdowały się na powierzchni. Nikt nie przypuszczał, że opisany przez Homera skarb mykeńskich władców wciąż spoczywa przykryty zaledwie cienką warstwą ziemi. W czasie prac archeologicznych oprócz rozległych ruin miasta udało się odkryć wiele grobowców wypełnionych po brzegi złotymi klejnotami i maskami, co dowodzi, że Homer mógł w swoim dziele opisywać rzeczywiste miejsca i istniejących ludzi.
Obecnie część złotego skarbu Schliemanna podziwiać można w Muzeum Archeologicznym w Atenach. Reszta artefaktów zaś znajdowała się niegdyś w muzeum berlińskim, ale zaginęła bez wieści pod koniec II wojny światowej.
Do najważniejszych budowli kompleksu archeologicznego w Mykenach należą m in. ruiny Akropolu, słynna Brama Lwic (nazwana tak od rzeźby wieńczącej jej masywne nadproże), pozostałości Pałacu Królewskiego oraz bogate grobowce szybowe w których oprócz licznej biżuterii, koron i złota odnaleziono także wykonaną ze złotej blachy legendarną maskę Agamemnona.
Najbardziej znanym grobowcem odnalezionym na terenie nekropolii jest Skarbiec Atreusza, zwany też grobem Agamemnona (zbudowany w kształcie ula bez użycia zaprawy murarskiej), oraz grób królowej Sparty -Klitajmestry."

Brama Mykeny


Lwia Brama











Grobowce





Tak starożytni Grecy przechowywali i doprowadzali wodę :P





Muzeum w Mykenach

 Skarby z Grobu Agamemnona








Grobowiec Agamemnona




















Po Mykenach zjedliśmy obiad w ładnie wystrojonej i drogiej restauracji w której stołują się wycieczki - niestety była tylko ta po drodze a my już przymieraliśmy głodem :). W czasie, kiedy się posilaliśmy musaką, sałatką grecką, pomidorem faszerowanym ryżem spadły pierwsze krople deszczu. Oczywiście się cieszyliśmy - nie zdawaliśmy sobie sprawy że już niedługo będziemy mieć dość deszczu... Teraz było to przyjemne orzeźwienie po godzinach spędzonych w prażącym słońcu przy 40 0C. 





Po obiedzie postanawiamy kierować się w stronę Kanału Korynckiego

"Kanał Koryncki to najsłynniejsza tego typu trasa w Europie. Łączy Morze Egejskie z Morzem Jońskim. Poprowadzony został przez Przesmyk Koryncki, w pobliżu miejscowości Korynt na greckim półwyspie Peloponez. Kanał pozwala statkom skrócić podróż o ok. 400 km, które musiałyby pokonać okrążając półwysep. 
Długość kanału to 6343 m, szerokość 25 m, głębokość wody 8 m, głębokość ścian 79 m. Kanał powstał pod koniec XIX w., a jego budowa trwała 12 lat.
Nad kanałem poprowadzono most kolejowy i 3 mosty drogowe, a także kładkę widokową dla turystów. Jest także platforma do skoków na bungee."
http://www.wnieznane.pl/peloponez,37,2,co-warto-zobaczyc,701,Kanal-Koryncki

Niestety nie udało nam się zobaczyć Kanału ze względu na to, że jechaliśmy autostradą... Jak go zobaczyliśmy, było za późno żeby z niej zjechać :( :(

Postanowiliśmy nie wracać - musielibyśmy jeszcze raz zapłacić za przejazd przez autostradę. No trudno. Kierujemy się w stronę Delphi. Na nawigacji Marcin miał ustawioną miejscowość do której mieliśmy dojechać i poszukać noclegu. Niestety - nie dojechaliśmy tam :P. Po drodze poprosiłam Marcina, żebyśmy się zatrzymali gdzieś na stacji na siusiu. W miejscowości Elefesina Marcin zobaczył duży sklep - Metro Cash and Cary. A że zaczynało brakować nam prowiantu postanowiliśmy się tam zatrzymać, zrobić zakupy i poszukać toalety. Biegnę do sklepu - siusiu już prawie się ze mnie wylewało - a tu klops, ubikacji brak!!! Na domiar złego okazuje się, że sklep działa jak nasze Makro, trzeba mieć do niego kartę... Wyszliśmy i postanowiliśmy szybko szukać stacji (prawie sikam w gacie) i innego sklepu. 


Znajdujemy kolejny sklep - bez kibelka... :( Olewamy sklep i jedziemy na stację - nareszcie!!!! W tym czasie niebo ciemnieje i widać grzmoty... Zaczyna padać... Podjeżdżamy pod daszek ubrać przeciwdeszczówki - i wtedy Marcin orientuje się, że nie ma telefonu... Ciućmok kochany położył telefon na kufrze bocznym przy pierwszym sklepie (tym podobnym do Makro) i zapomniał o tym. 


Postanawiamy poszukać telefonu - ważna sprawa, bo była tam nasza nawigacja!!!! Wracamy do pierwszego sklepu, do drugiego i na stację - telefonu brak... No trudno... robimy zakupy i ruszamy w drogę bo zaczyna się ściemniać... Marcin bierze mój telefon i moją nawigację - wstukuje miejscowość Psatharadmorem i jedziemy. Robi się coraz ciemniej... A my wjeżdżamy w góry po serpentynach... Serpentyny, zakręty, i ostro pod górę... Boję się jak cholera... Nic nie widzę - ale może to i dobrze, bo droga wąska i pewnie zaraz obok mnie są jakieś przepaście... Jedziemy oboje na długich światłach i rozmawiamy przez interkomy... Marcin jedzie pierwszy i mówi mi co mamy przed nami - jakaś masakra... "Teraz ostry zakręt - może być dwójka" "Serpentyna w prawo, nic nie jedzie. Jedynka albo hamulec i półsprzęgło"

Jadę tak i sobie myślę... W Czarnogórze, parę dni temu siedząc wieczorem nad morzem zastanawialiśmy się, co za jełopy jeżdżą po górach nocą... A tu proszę, sami zostaliśmy takimi jełopami :P :P

W końcu dotarliśmy jakimś cudem cali i zdrowi do miejscowości Psatka. Szukamy kempingu - kempingu brak. Na dziko miejsca brak - ciemno, więc ciężko cokolwiek znaleźć. Zatrzymujemy się przy sklepie i pytamy ludzi. Mówią, że jest free camping on the beach :D :D :D. Albo 2 km plażą w lewą stronę. Decydujemy się na tą lewą stronę. Jedziemy i jedziemy... 2 km... 5 km... i nic... W końcu natrafiamy na kolejną restaurację przy plaży i pytamy kolejnych ludzi. Mówią, że dobry kierunek i że jest kemping.. No to jedziemy dalej...
W końcu znajdujemy kemping Posejdon w miejscowości Kato Alepochori. Dostajemy fajną miejscówkę za 20 euro. Niestety nie bylo ciepłej wody i kibelki za taką kasę pozostawiały dużo do życzenia... Nie było to też nad samym morzem... Ale nie wybrzydzamy - mamy gdzie spać :P. Ogarniamy siebie, namioty i próbujemy obrzydliwej wódki Ouzo. Do tej wódki wlewa się wodę i wtedy robi się ona biała. Fajnie wygląda, gorzej smakuje :P. Smakuje jak ohydne, ziołowe lekarstwo... Dopijamy i w końcu idziemy spać...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz