niedziela, 21 lutego 2016

Bałkany 2015 - Grecja na dwóch kołach - dzień 10

Dzień 10 - 05 wrzesień 2015
Albania - Grecja (328 km)


Zanim wyjechaliśmy z Ksamil Marcin jeszcze zaliczył kąpiel w morzu, a nasz gospodarz opowiedział nam historię budownictwa w Albanii. Okazuje się, ze żeby budować domy trzeba mieć pozwolenie. Jeśli się go nie ma, to inspekcja może sprawdzić i zabronić dalszej budowy, dlatego w całej Albanii stoi mnóstwo niedokończonych, niszczejących budynków. Niektóre z nich są krzywe - jak ten wskazany przez Albańczyka, niedaleko naszego kempingu :)


Ostatni spacer po Albanii i ruszamy w stronę Grecji :)




W pewnym momencie dojeżdżamy do miejsca, gdzie kończy się droga. Generalnie wyglądało to tak, jakbyśmy nagle mieli wjechać do wody - żadnego mostu, żadnego oznaczenia. No to pytam Miśka, gdzie jest most? I co teraz robimy? - polecam filmik - można się nieźle pośmiać :)

Okazało się, że Albańczycy wymyślili tratwę na linach - a właściwie kupę zbitych nierówno desek i tym czymś za opłatą przewożą pojazdy i ludzi... Oczywiście jak już się dowiedziałam, że to "most" to nie umiałam na niego wjechać. Trochę wstydu się najadłam, bo z nami płynęli Polacy terenówkami z National Geographic. Na szczęście wjechał mi Albańczyk z pomocą rodaków :)


Tak wyglądał most...





Tu już płynęliśmy :)


Dzielny Albańczyk z moim motem :)



Jedziemy w kierunku granicy... Tuż przed granicą zaliczyliśmy niezły offroad - widać na filmiku :). Było super!!! Muszę się trochę podszkolić - ale moim marzeniem jest właśnie jeżdżenie po tego typu drogach <3

Granicę przekroczyliśmy szybciutko. Praktycznie nic nie sprawdzali - no i w końcu GRECJA!!!!

Jechaliśmy bajeczną drogą między górami a morzem. Bardzo mało samochodów i piękne widoki. Roślinność też się zmieniła. Była jakby bardziej stepowa. Były tam kaktusy i inne takie, które u nas hoduje się w domu w doniczkach. Marcin nawet znał nazwy tych roślinek :), np agawy :P



Posiłek zjedliśmy w Lidlu, bo nie mogliśmy znaleźć żadnej restauracji - mijaliśmy same kawiarnie.



Grecy jeżdżą jak szaleni. Nawet na krętych, wąskich drogach zapierdzielają... a jak się im nie zjedzie to jeszcze migają długimi... Coś takiego jak przepisy ruchu drogowego nie istnieje. Do tego momentu myślałam, że Albańczyki to piraci drogowi - jakże się myliłam. W porównaniu z Grekami, to grzeczni ludzie na drogach... :P

Podczas naszej wyprawy zaliczyliśmy nawet tunel pod wodą - nic ciekawego generalnie :). No i naszym celem na dzisiaj było dostanie się na Peloponez :) Droga na "półwysep/wyspę" biegła przez bardzo piękny most Rio-Andirio  (długość 2883 m, szerokość 27,2 m) nad cieśniną Rio-Andirio, pomiędzy Zatoką Patraską po stronie zachodniej, a Zatoką Koryncką po stronie wschodniej.













Dojechaliśmy do Alissos, gdzie postanowiliśmy się zatrzymać. Znaleźliśmy kemping nad samym morzem za 16 euro :). Widać było nawet Patras. Ale że dzisiejszego dnia przeżyliśmy mały kryzys w nastrojach, to szybko poszliśmy spać...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz