Dzień 8 - 03 wrzesień 2015
Albania (0 km)
Po tygodniu jazdy praktycznie non stop postanowiliśmy zrobić sobie dzień przerwy. Z samego rana w końcu poznajemy sąsiadów z Wrocławia. Pokazują nam modliszkę obok kibelków i opowiadają o nocnej balandze. Nie bardzo jesteśmy zainteresowani opowieścią, modliszką za to jak najbardziej.
Dzień 8, to nasz dzień laby. Zero stresu, zero jazdy na moto, ful odpoczynku, morza i alko. Tak jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Tym bardziej, ze miejsce obojgu nam się mega podobało.
Kąpaliśmy się w morzu. Marcin szukał krabów :)
Obserwowaliśmy pracę młodych rybaków...
Spacerujemy...
Wspaniałe jest to, że na plaży jesteśmy praktycznie sami. Zero ludzi :). W czasie jednego z naszych spacerów natykamy się na pozostałości po bunkrach w wodzie. Wygląda, jakby jakiś czas temu po prostu zostały wysadzone. Albania to w ogóle kraj bunkrów - bunkrowali się przed złymi ludźmi demokracji...
Oprócz tego smutnego widoku, było wspaniale <3
Widzieliśmy kraby, żółwia, modliszkę - i jakby tego było mało i wielką jaszczurkę :)
Jedliśmy ryby i owoce morza...
No i rozmawialiśmy z miejscową ludnością pobliskiego miasteczka. Ludzie wspaniali - ciepli, serdeczni i uśmiechnięci :). Kupujemy pieczywo, figi, i alko. Nawet Pani ze straganu próbowała się ze mną targować, ale kompletnie jej nie rozumiałam :P
Pan w sklepie jak usłyszał, ze jesteśmy z Polski to wykrzyczał "Lewandowski!!!"
Wracamy - leniuchujemy, robimy pranko i czujemy sie mega wspaniale :)
Wieczorem, jak szlismy na plaze zobaczyc zachod slonca i posiedziec przy szumie fal, Marcin zobaczyl cos na drodze. Zawolal mnie, zeby mi to pokazac. Spojrzalam na niego troche jak na wariata i mowie mu, ze to przeciez kupa. No a Marcin tym swoim mentorskim tonem (kto go zna ten wie o jaki to ton mi chodzi) mowi - Ale kochanie, to nie kupa - to zaba. Po czym swiecimy latarka i okazuje sie, ze Marcin chcial wziac do reki wielka psia kupe :P
No a jutro w panach przejechac najpiekniejsze nadmorskie miejsca w Albanii i moze przekroczyc granice z Grecja? :)
Dzień 8, to nasz dzień laby. Zero stresu, zero jazdy na moto, ful odpoczynku, morza i alko. Tak jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Tym bardziej, ze miejsce obojgu nam się mega podobało.
Kąpaliśmy się w morzu. Marcin szukał krabów :)
Obserwowaliśmy pracę młodych rybaków...
Spacerujemy...
Wspaniałe jest to, że na plaży jesteśmy praktycznie sami. Zero ludzi :). W czasie jednego z naszych spacerów natykamy się na pozostałości po bunkrach w wodzie. Wygląda, jakby jakiś czas temu po prostu zostały wysadzone. Albania to w ogóle kraj bunkrów - bunkrowali się przed złymi ludźmi demokracji...
Oprócz tego smutnego widoku, było wspaniale <3
Widzieliśmy kraby, żółwia, modliszkę - i jakby tego było mało i wielką jaszczurkę :)
Jedliśmy ryby i owoce morza...
No i rozmawialiśmy z miejscową ludnością pobliskiego miasteczka. Ludzie wspaniali - ciepli, serdeczni i uśmiechnięci :). Kupujemy pieczywo, figi, i alko. Nawet Pani ze straganu próbowała się ze mną targować, ale kompletnie jej nie rozumiałam :P
Pan w sklepie jak usłyszał, ze jesteśmy z Polski to wykrzyczał "Lewandowski!!!"
Wracamy - leniuchujemy, robimy pranko i czujemy sie mega wspaniale :)
Wieczorem, jak szlismy na plaze zobaczyc zachod slonca i posiedziec przy szumie fal, Marcin zobaczyl cos na drodze. Zawolal mnie, zeby mi to pokazac. Spojrzalam na niego troche jak na wariata i mowie mu, ze to przeciez kupa. No a Marcin tym swoim mentorskim tonem (kto go zna ten wie o jaki to ton mi chodzi) mowi - Ale kochanie, to nie kupa - to zaba. Po czym swiecimy latarka i okazuje sie, ze Marcin chcial wziac do reki wielka psia kupe :P
No a jutro w panach przejechac najpiekniejsze nadmorskie miejsca w Albanii i moze przekroczyc granice z Grecja? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz